wtorek, 18 grudnia 2012

Good morning

Świat wygląda ohydnie poczęstowany czterema Celsjuszami na plusie. Szarość i psie kupy zapanowały na chodnikach, slalom gigant można trenować. Książka ciąży mi w torebce i nie ma zamiaru z niej wyjść, bo ciemność opanowała liniowy autobus - kurwa nawet tutaj oszczędzają! Wyłączenie światła wpływa na ilość zużycia paliwa? Jakiś babsztyl wydziera się do słuchawki:
- Dziecko ale która jest godzina?! Co ja mówiłam! Nie no Ty musisz się cofnąć do podstawówki! Się na zegarku nie  znasz! Mówiłam, że jadę! Nie ruszaj się! Ja nie wiem, ja Was wszystkich kurde zabije...

Witaj, nowy tygodniu.

niedziela, 2 grudnia 2012



Jedna kropla nadchodzącego dnia
przelewa czarę nocy
staje się jasne
wszystko
perspektywy
zostają bezdusznie pozbawione skrzydeł
zamknięte
w celach z mosiężnymi drzwiami
marzenia
dostają w pysk, aż się krew leje
zachcianki
same odchodzą obudzone
chlustem z wiadra rzeczywistości.

Boję się kolejnej nocy.

niedziela, 11 listopada 2012

Lubię budyń. Źle, czas przeszły - lubiłam, pod warunkiem, że był czekoladowy i ciepły i jadłam go osobistą czystą łyżeczką. Teraz mi zbrzydł, po tym jak "trójkąt różańcowy" próbował wpieprzyć mi, bez mrugnięcia okiem, mamałygę do buzi na plastikowej łyżeczce z twardym kożuchem na wierzchu. Z buzi świństwa pozbyłam się, ale dorzucono mi między nogi. Eony temu powinnam była się zorientować. Istnieje hipoteza, że to koincydencja, tyle, że ja w to jakoś nie wierzę.
Włączyć tumiwisizm, a  może wyjąć swoją talię kart, nieznakowaną? A może jednak kości? 
Let's play!
Staję się miazmatem własnych myśli...    

czwartek, 1 listopada 2012

So cold




w kuchni s-pokój
w pokoju nie-pokój
w szufladzie lodówka
w lodówce spiżarnia
w spiżarni szczelnie
zakręcone od lat słoiczki, w nich: miód, słód i orzeszki
nie zawekowano głupoty, cnoty, naiwności, wspomnień, zdjęć
tego co już nie wróci: czasu, słów i szans.

Zima zimą
znak zakazem,
przystanek natchnieniem.

poniedziałek, 29 października 2012

matematyko chapeau bas



5,5 + 120 = 110 i zero wniosków, do tego + 3 + 3 = 2!
2! + x (gdzie x najchętniej podniosłabym do kwadratu,
ale powstrzymam się) = 5*[(1+x)*(3+2x+1)] = 2x + 1
Wynik: ...
a zapomniałam 5,5 + ghtdc b,mnu uyu <-- miazga = ?
Teraz  wynik:
boję się podać wynik mimo, że nie jest ujemny.

sobota, 27 października 2012

Existentiam


Myślę więc mnie nie ma.
Nie istnieję.
Jestem wytworem myśli.
To nie jest tak, że myśl rodzi się we mnie.
To myśl mnie stwarza
wywołuje iluzję istnienia...
Iluzję bez odbicia w lustrze.

piątek, 5 października 2012

Liczba prawdy Ci nie powie


126
325
854
1005
1478
2567
4678
tyle statystyki.
Wysokie liczby dają obraz nasilenia zjawiska. (Wszystkie zjawiska mają charakter losowy na pewnym poziomie obserwacji - oby.) Dobrego czy złego ... trudno stwierdzić, chociaż same z siebie dane są bardzo czytelne. Trochę gorzej z interpretacją.
Dużo nie znaczy dobrze, banał co trzeci homo sapiens wie o tym z autopsji (mogę się mylić, nie badałam). Mało nie znaczy źle, tak wiem, to też wspomniany gatunek przerabiał.
Dobrze czy źle właściwie jaka to różnica? To i tak w większości łgarstwa polane lukrem rzeczywistości do niepoznaki, dla wyostrzenia obrazu, który z każdym słowem odbiega od prawdziwego "ja".
A zakały walają się na komodzie, stole, pod krzesłem, wczoraj je pies rozszarpał, nikomu nie przeszkadzają, bo prawdy i tak nikt już nie szuka, ta jest zbyt nudna, w jednym kolorze jak Rubin bez pilota.
Po co to ruszałam? Trzeba było zostawić w czeluściach bestii! Teraz jest za późno...

Czytanie archiwum to jak fusy na starym porcelanowym kubku, nie wróżą nic dobrego i pozwalają na naciąganie życia do tego co w nich widać.

sobota, 8 września 2012

Miejsce na ziemi



Kontakt ze światem w postaci jednej kreski zasięgu w sieci komórkowej i to jeszcze pod warunkiem, że czołgasz się pod ścianą lub stoisz przy niej w bezruchu, to jedyny luksus.
Wanna metr na czterdzieści centymetrów, dumnie nazywana prysznicem, z zasłoną przyklejającą się każdym zmarszczeniem do mokrego dupska. Jak wziąć prysznic by nie zostać molestowana przez ceratę?
Sufit z drewnianych klepek, gaduła, przekazuje wszystko co mówią, piją i robią lub nie piętro wyżej, do tego bezczelnie liczy kroki lokatorów i z każdym kolejnym dniem robi to głośniej.
Zasłonka wisi jak dama, niby elegancka, panoszy się na wietrze w tej swojej zieleni, a nie widzi, że majtki jej widać. Zwracanie jej uwagi nie ma sensu, twierdzi "materiał za cienki", "szyba zbyt przeźroczysta ".
Do tego wszystkiego mój przyjaciel, constans w uczuciach, cierpliwy, nieugięty czeka na mnie z rozłożonymi ramionami w stronę gór w ciągu dnia, w kierunku gwiazd w czasie bezchmurnej nocy. Po podziwianiu krajobrazów przewijających się na rolce kolejnych minut, godzin i dni uwielbiam wracać do niego na lekcje o gwiazdach.
Nigdzie indziej nie ma takiego nieba.

czwartek, 9 sierpnia 2012

- A...
- A wiesz, myślę, że jednak to powinno być tak, ta wcześniejsza wersja jakąś taką blada ścianą pachnie.
- Może...
- Tak masz rację, może zrobimy przerwę, natchnienie niepodgrzewane kawą szybko zdechnie.
- Pó....
- Później kawa? Nie, nie, teraz. Moje komórki już  zaprogramowały się na zapach i smak, teraz musimy wlać.
- Po...
- Porozmawiajmy, nie ma problemu, wiesz jak jest ... tamto i owamto.. a to zwierze... Byłem tam.. z.. o tym... (słowotok)
- Fi...
- Film, nie rzucił na kolana, to fakt, a Ty co o nim sądzisz?
- A MOŻE PÓJDZIEMY POMILCZEĆ FILIPIE?!

wtorek, 7 sierpnia 2012


W ciemności jest,
w ciszy bywa,
nad ranem muska,
w ciągu dnia przemyka,
w nocy niespodziewanie nadchodzi,
jest blisko, dotyka
daleko, nie oddycha
kusi zapachem...
w głowie,
nęci i osacza,
uciekam, łapie mnie za kostkę,
przyciąga,
wydaje się być okrągły,
i pełen kolorów.
Oby był dojrzały.

A przez niego szkielet, do tej pory zawsze prosty, wygina się i pręży do granic wytrzymałości.
Nie wytrzyma...
...złamie się.

środa, 11 lipca 2012

...latek


Wychowany na Smerfach, Gumiaisak i Teletubisiach,
o tych ostatnich w wieku osiemnastu lat dowiedział się,
że źle wpływa na młodego człowieka.
Nafaszerowany E132, nadmanganianem potasu, emulgatorami
czego wynikiem jest wzrost dwa dwadzieścia w pionie.
Zdesperowany chęcią posiadania co najmniej czterech zer na koncie,
jednocześnie z totalnym brakiem chęci do posiadania pracy.
Bóg, Honor, Ojczyznę już dawno zamienił na:
figurkę michelina, piar i dzielnie.
Znany przez wszystkich, a tak na prawdę
nie znany przez nikogo.
Chciał mieć siedem żyć, jak Ramzes,
zdecydował, że trzy mu wystarczą, siedmiu nie ogarnie,
ledwo łapie się w tych trzech światach które ma:
real dla starszych, fejs dla kumpli i kumpelek, blog dla wszystkich w sieci.
Wtórny analfabeta języka ojczystego,
ale znawca murzyńskiego od streetu po salony...

piątek, 22 czerwca 2012

Overdrive



Ściany mnie przytłaczają, cztery, z tego jedna pioruńsko fioletowa, ta najszybciej opada. Kto cholera wybrał ten kolor? Śliwka węgierka?
Muszę stąd wyjść, brakuje mi powietrza, sam dwutlenek, muszę wyjść!
Obracam się na pięcie, chaotycznie, lewo, prawo, lewo, brak synchronizacji, logi w obrotach, jakbym zapomniała kroków.
Jak zapomnisz kroków , zrób obrót nikt się nie zorientuje, że ich nie znasz.
W głowie miazga, rzucam wzrokiem po przedmiotach buch, buch, buch.
Na dłużej niż trzy sekundy spoglądam na kluczyki.
Dwa.
Srebrne.
Leżą na komodzie.
Z brelokiem w kształcie podkowy przywiezionym z jakiejś wyprawy.
Podkowa na szczęście.... Gówno prawda!
Śmieją się do mnie, słyszę jak dzwonią o siebie...
Wiem!
Rzucam się na nie, łapię je łapczywie. Mijają trzy minuty i jestem na parkingu, otwieram drzwi, wsiadam, odpalam silnik. Łapię miarowy oddech.... Warkot silnika działa na mnie zawsze kojąco, ale nie tym razem, nie dzisiaj.
Wyjeżdżam z zapachem gumy z parkingu, pragnę szybko być za miastem. Ale jak na złość łapię czerwona falę, niech to....! Skaczę z pasa na pas, w końcu przejeżdżam na czerwonym. Zostały jakies dwa kilometry z ograniczeniem do 40km/h. Aż mnie świerzbi by wbić gaz w podłogę.
Uff w końcu wyjechałam z betonowej pustyni. Za miastem dobiłam setki, wyhamowało mnie pole minowe nafaszerowane fotoradarami. Przede mną golfiarz, audica i ciężarówka oklejona jak choinka. Irytujące jest tempo rowerzysty. W radio smętny klimat, szukam czegoś z siłą.
Chrzanić radary!
Nie wytrzymuję. Sprzęgło, redukcja, lewy kierunek i gaz. Wyprzedzam na ciągłej, zaraz po minięciu fotoradaru, wszystkich trzech dupków. Teraz czuje powietrze, sto pięćdziesiąt na zegarze, na podrzędnej drodze. Nie czuję prędkości. Czuję euforię, endorfiny, kojące ciepło adrenaliny.
Tego potrzebowałam...
Fuuuu ...
błysk flesza! Wszystko co odpłynęło wróciło ze zdwojoną siłą i pytanie: czy oby na pewno zdążyłam się uśmiechnąć?