niedziela, 11 listopada 2012

Lubię budyń. Źle, czas przeszły - lubiłam, pod warunkiem, że był czekoladowy i ciepły i jadłam go osobistą czystą łyżeczką. Teraz mi zbrzydł, po tym jak "trójkąt różańcowy" próbował wpieprzyć mi, bez mrugnięcia okiem, mamałygę do buzi na plastikowej łyżeczce z twardym kożuchem na wierzchu. Z buzi świństwa pozbyłam się, ale dorzucono mi między nogi. Eony temu powinnam była się zorientować. Istnieje hipoteza, że to koincydencja, tyle, że ja w to jakoś nie wierzę.
Włączyć tumiwisizm, a  może wyjąć swoją talię kart, nieznakowaną? A może jednak kości? 
Let's play!
Staję się miazmatem własnych myśli...    

czwartek, 1 listopada 2012

So cold




w kuchni s-pokój
w pokoju nie-pokój
w szufladzie lodówka
w lodówce spiżarnia
w spiżarni szczelnie
zakręcone od lat słoiczki, w nich: miód, słód i orzeszki
nie zawekowano głupoty, cnoty, naiwności, wspomnień, zdjęć
tego co już nie wróci: czasu, słów i szans.

Zima zimą
znak zakazem,
przystanek natchnieniem.